Zanim na dobre rozpocząłem pracę kelnera w pewnej gustownej, tyskiej restauracji, pracodawca zorganizował dla wszystkich swoich pracowników obowiązkowe szkolenie z bezpieczeństwa i higieny pracy. Szkolenie to miało się odbyć w dogodnym dla inspektora terminie, czyli terminie zapewne niedogodnym dla nas, szkolonych. Jak się okazało, informację o planowanym szkoleniu dostałem na 5 minut przed jego rozpoczęciem. W pewnym momencie podszedł do mnie menedżer i powiedział, że natychmiast mam się udać do Sali konferencyjnej, gdzie wezmę udział w szkoleniu. Niewiele myśląc zostawiłem wszystkich swoich klientów na łasce kolegi i pognałem na szkolenie. Okazało się, że inspektor zatrudniony przez restaurację nie pracuje w niej na stałe, a jedynie od czasu do czasu zjawia się w firmie i wtedy przeprowadza niezbędne szkolenia pracownicze.
Inspektor okazał się być miłym facetem koło pięćdziesiątki. Byłem przekonany, że nasze spotkanie będzie przeraźliwie nudne, jednak okazało się, że przeprowadzane przez inspektora szkolenie ma wydźwięk bardziej praktyczny, inspektor BHP Tychy. Obyło się bez nudnej teorii i odczytywania monotonnych ustępów naszych kart pracy. Inspektor na życiowych przykładach pokazywał jak się zachowywać w określonych sytuacjach, a później sam pytał nas co byśmy zrobili w takim i takim przypadku. Szkolenie było przyjemne i jedyne takie w moim życiu. Gdyby każdy inspektor umiał tak dobrze przeprowadzić szkolenie, pewnie nikt nie narzekałby na BHP.