Muszę przyznać, że impreza z okazji moich 40 urodzin, jaką zorganizowała mi małżonka, była najlepszą imprezą urodzinową na której byłem i cieszę się, że to ja byłem jej głównym punktem i gospodarzem. Ach, gdybym tylko mógł ją przeżyć raz jeszcze to na pewno bym to zrobił, a jedynie zrezygnowałbym ze zbyt dużej ilości whisky z colą, która następnego dnia przyprawiła mnie o zawrót głowy, migrenę i kaca. Dobrze, że impreza była w sobotę, bo całą niedzielę mogłem poświęcić na regenerację sił.
Na moją czterdziestkę małżonka zaprosiła wszystkich naszych najlepszych przyjaciół, a także kilku znajomych z mojej pracy, z którymi bardzo dobrze się znałem. Na imprezie było więc aż czterech przedstawicieli branży BHP – dwóch specjalistów, jeden inspektor (inspektor BHP Żory) oraz jeden młodszy inspektor. Zabawa rozpoczęła się w sobotę około godziny 18.00. Nic o niej nie wiedziałem, bo żonie jakimś cudem udało się wszystko przede mną ukryć. Powiedziała, żebym się ładnie ubrał wieczorem, bo idziemy na spotkanie z jej przyjaciółkami z pracy. O tym rzekomym spotkaniu trąbiła mi już od kilku długich tygodni i byłem na nie nastawiony, choć niezbyt uszczęśliwiony. Niezłą sobie żona wymyśliła przykrywkę do moich urodzin, naprawdę niezłą.
Szkoda, że 40-te urodziny obchodzi się tylko raz w życiu. Do kolejnych okrągłych urodzin zostało mi jeszcze dziesięć lat i mam nadzieję, że wtedy ubawię się równie dobrze!